poniedziałek, 24 listopada 2008
Polacy i Ukraińcy. Odsłona 1
Tak czy inaczej na poziomie kontaktów trochę wyższych niż wspólne spożywanie alkoholu, warto przynajmniej trochę znać język, aby nie doszło do pomyłek, które potem procentują wieloletnimi konfliktami.
Jednym z elementów dyskusji związanych z Cmentarzem Orląt we Lwowie był problem napisu, który powinien znaleźć się na jednej z mogił. Ukraińcom nie podobało się się słowo "bohatersko" - woleli "героїчно". Dla Polaków (poza samym uporem) nie powinno być żadnej różnicy czy ktoś tam (bo czy ktokolwiek pamięta kto?) ginął bohatersko czy heroicznie. Dla Ukraińców różnica była i niepotrzebnie strona polska upierała się. Strona ukraińska mogła natomiast odpuścić, zważywszy, że napis był po polsku, a po polsku aż takiej różnicy między tymi słowami nie ma. Zresztą podejrzewam, że po ukraińsku też wielkiej różnicy nie ma, a obie strony kłóciły się z przyzwyczajenia.
Przypomniałam sobie o tym wszystkim podczas oglądania 3 tomowego albumu o Lwowie wydanego z okazji 750 lecia miasta. Dzieło jest trójjęzyczne (ukraińsko-angielsko-polskie) i prawdę mówiąc ciarki mi przeszły podczas czytania polskiego tekstu.
Oto fragmenty:
"Miasto Lwów wynikło na miejscu osady, która wolą księcia Daniela Halickiego zaznała przekształcenia się w punkt warowny (...) Ze zaniknięciem rodu książąt galicyjskich, z nastaniem czasów waśni i bezładu, ziemie galicyjskie stały się łupem dla zagarnięcia przez agresywnych sąsiadów. Nie zaniechała tych napadów krótkoterminowa władza oligarchów bojarskich, jednak druga interwencja na Galicję polskiego króla Kazimierza III w roku 1349 rozwiązała sprawę na korzyść Polski, w taki sposób zachodnie ziemie ukraińskie na dłuższy okres okazały się w niewoli."Nie chcę i nie wolno mi krytykować ukraińskiej wersji historii. Uważam, że czytanie takich wizji może wiele nauczyć, sprowokować refleksję. Zresztą podobnych, jednostronnych wizji w Polsce pewnie jeszcze więcej. Żeby daleko nie sięgać przywołam Wiadomości telewizyjne z 11 listopada. Był wtedy reportaż ze Lwowa w którym ani razu nie padły słowa "Ukraina" czy "Ukraińcy". Można było natomiast usłyszeć, że „to nasza ziemia”, oraz, że Lwów to „świadectwo kilkusetletniej historii kultury i nauki”. Wstyd.
Tak czy inaczej, wydając ten album w tak fatalnej wersji językowej Ukraińcy pogłębili tylko konflikt. Nie można poważnie potraktować kogoś, kto pisze, że "miasto wynikło" czy dalej w tekście: "Lwów - to bardzo szczegółowe miasto dla całej Ukrainy" (a w szczegółach, jak wiadomo, siedzi diabeł). I ten szczegół, że ktoś pomyślał sobie, że zna polski doprowadził do zepsucia świetnego albumu.
Dlatego zaraz siadam do wkuwania języków. I mam nadzieję, że już nigdy nie będę we Lwowie pytać się o serniki, chcąc kupić zapałki.
Słowniczek:
дружина (ukr) - żona, drużyna (pl) - команда
кіт (ukr) - kot, kit (pl) - замазка (podobno, ufam słownikowi), кит (ukr) - wieloryb
Сірники - zapałki
sobota, 22 listopada 2008
poniedziałek, 17 listopada 2008
nius sprzed miesiąca
http://opcit.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=68&Itemid=2
Nagrodzonym w konkursie - GRATULUJĘ!
piątek, 14 listopada 2008
kiepski "podryw" - cd.
Siedziałam w autobusie usiłując trafić do jakiegoś urzędu na drugim końcu miasta i denerwowałam się, że nie wiem do końca dokąd jadę. Na kolejnym przystanku usiadł koło mnie młody mężczyzna i przywitał się. Nie pamiętam czy mu odpowiedziałam, ale na pewno mężczyzna kontynuował próbę nawiązania kontaktu, bo spytał co czytam. Czytałam sobie wiersze Herberta. Uznałam chyba, że na taką intelektualna rozmowę z Obcym mogę sobie pozwolić, bo wdałam się w rozmowę na temat wierszy. Oczywiście po chwili padło pytanie czy jestem katoliczką (dlaczego Oni się zawsze o to pytają?) . Coś tam odburknęłam i usiłowałam chyba uciec, ale tak czy inaczej skończyłam z karteczką z numerem telefonu w kieszeni do owego miłego pana. Na tym historia się skończyła.
Czy byłam rasistką, bo karteczka wylądowała od razu w koszu?
Jakiś czas temu czytałam wypowiedzi imigrantów (azylantów?) mieszkających w Polsce i jeden pan (nie pamiętam skąd pochodził, ale gdzieś z Afryki) skarżył się, że ludzie się odsuwają, gdy wita się siadając koło nich w autobusie: "bo u nas dobre wychowanie nakazuje się przywitać".
Zderzenie kultur czy "tandetny podryw"?
czwartek, 6 listopada 2008
Kiepski podryw?
Warszawa, słynna dzielnica Praga Północ. Sobotni wieczór, godzina 22.45. Tramwaj linii 21 skręca w ulicę Kijowską. Zdezorientowani pasażerowie wysiadają, by przejść na właściwy przystanek. K. również wysiada – to jej przystanek. W uszach słuchawki, więc nie wie dokładnie, co mówią podenerwowani ludzie. Podchodzi do niej chłopak. Trudno określić jego wiek. Coś mówi. Proszę powtórz, nie usłyszałam – mówi K. W odpowiedzi słyszy: Ale ty się mnie nie bój. Ja tylko chce z Tobą porozmawiać, chciałbym Cię lepiej poznać. Moglibyśmy się zaprzyjaźnić. Razem przechodzą przez przejście dla pieszych rozmawiając o jego propozycji. K. stwierdza: Nie, nie mam czasu. Muszę wracać do domu. Odwraca się i odchodzi. Czy dlatego, że:
- nie interesuje ją tandetny podryw w środku nocy?
- śpieszy się do domu?
- jest rasistką?
niedziela, 2 listopada 2008
1 listopada a amerykański indyk
Jest jeszcze ta druga "cmentarna rodzina", którą przychodzimy odwiedzać tego dania i która świadczy o tych wszystkich losach rodziny. Ten ma rosyjskie nazwisko, ci się przechrzcili, tamci byli ewangelikami, a tego grobu nie ma i zapalamy mu świeczkę w symbolicznej dolince katyńskiej. Ta część "cmentarnej rodziny: daje nam poczucie bezpieczeństwa, przypomina kim jesteśmy (albo kim powinniśmy być, kim nie jesteśmy i kim chcielibyśmy zostać). Przypomina nam o naszej chcianej bądź niechcianej tożsamości.
1 listopada jedziemy w rodzinnie strony spotkać się z "cmentarną rodziną". Tego święta nie da się przeżyć w innym miejscu. Musimy wrócić do korzeni. Musimy, tak jak Amerykanie w Dzień Dziękczynienia, przejechać często setki kilometrów, aby na chwilę zatrzymać czas i spotkać się z rodziną. Nie jemy indyka, a prezydent nie ułaskawia jednego z tych biednych ptaków. Jemy za to pańską skórkę i organizujemy wypominki. Inna tradycja, inne zwyczaje, ale może sens ten sam -
zatrzymać się i poczuć, że jest gdzieś moje miejsce na świecie?