sobota, 15 sierpnia 2009

Chernivtsi Memory

Najprzyjemniejszy jest ten moment, kiedy czujesz lekkie napięcie całego ciała. I wiesz, że zaraz zadadzą to pytanie: „Chto wy?”. Bo nie wiedzą „kto my”. Z aparatem w ręku burzymy ich codzienny porządek. Jak siedzą w samochodzie czekając przed swoim domem na kogoś z rodziny. Jak na krzesełkach wsparte laskami podglądają codzienność swojej ulicy. Jak z zakupami zapakowanymi w plastikowe siatki wysiadają z taksówki albo trolejbusa. I nagle, z zakrętu pojawiamy się my. Fotografujemy to, co fotografowali już inni. Interesujemy się tym, co interesowało ludzi już wcześniej. Udają, że nie wiedzą, dlaczego fotografujemy ten budynek. Ten i 59 innych jemu podobnych. Bo w mieście, tym, gdzie chodniki zamiatano pękami róż, 60 synagog miało swoje miejsce. Więc widzimy te synagogi wszędzie. Każde półokrągłe okna wydają nam się oknami babińca. Czasem coś mówi nam jeszcze głośniej, że tutaj była synagoga. Wtedy udajemy, że tylko spacerujemy, że ciekawi nas tylko architektura. „U nas, w Kongresówce takiej nie ma. Warszawę zburzyli w <>. I dlatego nas tak ciekawi. Tak chodzimy i oglądamy”. „A co było tutaj wcześniej? Nie wiecie? Szkoda...”. „Skąd jesteśmy? Z Polszy, z Polszy”. I paszport dajemy na dowód tego, że przyjechałyśmy z Szengen, a nie z Izraela. I nawet nie słyszymy, że mają Polaków w rodzinie. Cieszą się tylko, że miasto nam się tak podoba.


www.chernivtsimemory.net