sobota, 16 stycznia 2010

Antropolożka i pani antropolog wybrały się do kina, by dołożyć swoje 2 x 28 pln (czyli jakieś 20 dolarów) do miliardowych zysków, które już przyniósł najnowszy film Camerona „AVATAR”. Wstyd przyznać, ale antropolożka nie do końca panowała nad sytuacją, na jaki film idzie. Zrućmy więc to na karby tego, że pochłonięta jest śledzeniem rywalizacji pomiędzy Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku, które buduje Rynek Galicyjski i Sądeckim Parkiem Etnograficznym, który w tym roku otworzy pełen kompleks Miasteczka Galicyjskiego.

Ale nie o tym miało być, a o tym, że w filmie zabrakło nazwania rzeczy po imieniu, czyli nikt nie powiedział, że Jake (nad którego urodą, albo raczej Sama Worthingtona, który wcielił się w jego postać - bo chłopak to zupełnie przeciętny; więc nad tą urodą rozwodziła się antropolożka po wyjściu z kina ) zachowuje się jak mody adept nauk etnologicznych i antropologicznych na swoich pierwszych badaniach. Albo zanim jeszcze rozpocznie naukę na poziomie akademickim, a już zaczyna go kręcić „bycie tam”. Z czasem „bycie tam” przesłania całą perspektywę. Trudno skończyć badania i zacząć pisać. A potem jeszcze się zakochujesz. Cóż, antropolożka i pani antropolog znają z życia wiele przykładów, gdzie badanie kultury kończy się formalizacją związku z „dobrym dzikim”. Ostatni przykład odleciał właśnie gdzieś w świat.

Dzisiejszy tekst miał być o dobrym dzikim i Rousseau, ale antropolożka ograniczy się do wklejenia linków, bo wszystko już zostało napisane.
Szczególnie polecam Martę Kołodziejską z Krytyki Politycznej
oraz Edwina Bendyka.

Antropolożka oczywiście nie ze wszystkim się zgadza, ale poleca w celach inspiracyjnych.

A tu zestawienie recenzji z innych miejsc.

Na bieżąco z miasta WAWA

Chyba zbyt rzadko aktualizujemy ten blog. Zainspirowana, a może raczej zmotywowana spotkaniem poświęconym aplikacjom społecznościowym, o którym wkrótce więcej na Blogu 61, który antropolożka także prowadzi, postanowiła pośpieszyć się z wrzuceniem dwóch nowych postów.

W ostatnim czasie w mieście całkiem sporo etno wydarzeń. A jeśli nie są to bezpośrednio etno-wydarzenia, to za antropologicznie inspirowane można je uważać.

W galerii Na Piętrzę, którą prowadzi fundacja Cepelia na piętrz sklepu Cepelia na placu Konstytucji można jeszcze przez kilka dni oglądać wystawę prac przesłanych na konkurs „Pamiątka z Polski”. Przez jakiś czas była ona pokazywana w holu wejściowym PME. Wtedy jednak nie zachwycała ani rozmachem, ani inspiracją, ani tym bardziej użytecznością pokazywanych gadżetów. Ukryte za szybą stały się eksponatami. Nie wiem, czy takie było zamierzenie organizatorek, ale w Na piętrze podczas wernisażu młodsze, choć nie tyle, ale głównie, pokolenie wszystkiego dotykało, macało, wąchać – nie wąchało, lecz niewiele brakowało. Zachwyca ilość kolorów, bo rządziła stylistyka łowicka. Jednak ku radości mojego oka i fascynacji polską różnorodnością pojawiły się motywy nawiązujące do wzorów biłgorajskich i kurpiowskich. Oraz haftów śląskich. Najpopularniejszym materiałem był chyba filc. Kolczyki, podkładki i druga skóra dla laptopa. W pierwszym momencie ilość tego tworzywa budzi przerażeń, w drugim – zachwyt. Oto jak tradycyjny materiał stosowany przez lata wraca do łask. Wspaniale!

(Uwagami na temat samej ceremonii otwarcia antropolożka dzieli się osobiście).


W sobotę Państwowe Muzeum Etnograficzne, które właśnie zainaugurowało działalność swojej nowej strony internetowej (ładna, przejrzysta i czytelna; nie zabija już swoim różowo-fioletowym kolorem; choć jak zwykle łowickie inspiracje dominują), odbyła się impreza „Rekonstrukcja? Inspiracja? - etnomuzykologiczne strategie wobec muzyki tradycyjnej”. Po dyskusji, w której wzięła udział m.in. Jagna Knittel, na której film PME zaprasza w tym tygodniu, odbyły się trzy koncerty. Na pierwszym antropolożka nie była, więc nic nie napisze, poza tym, że przedstawiciele dwóch pokoleń, których zauważyła na korytarzu, byli ubrani w stroje tak zwane tradycyjne. Drugi zespół, Dziczka, to miastowe dziewczyny w chustkach na głowach śpiewające tradycyjne ukraińskie pieśni. Przewodzi im Tatiana Sopiłka, członkini legendarnego zespołu Drewo. Godne uwagi, szczególnie, że właśnie wydały swoją pierwszą płytę. Trzecia grupa to już klasyka – Kapela ze Wsi Warszawa, która od kilku miesięcy nie występowała na stołecznej scenie. Tym bardziej zachwyciła swoim koncertem. A własny akustyk wykorzystał wszystkie możliwości zarówno zespołu, jak i sali – więc nagłośnienie było fantastyczne. Nie da się jednak ukryć, że tym co w Kapeli zachwyca przede wszystkim jest ich innowacyjny stosunek do tradycji. Daleki jest od tzw „cepelii”, z której nawet chyba zaśmiano się raz czy dwa podczas koncertu. Zapewne nikt z tam obecnych nie był na wystawie w galerii Na piętrze i nie wie, jakie pamiątkowe produkty, wkrótce wejdą na rynek (i do sklepów).