czwartek, 15 lipca 2010

badania terenowe na niemieckim polu truskawek

Powoli przechodzę do fazy drugiej badań, czyli obserwacji uczestniczącej moich migrantów sezonowych in situ. Przez 2 najbliższe miesiące będę zbierała truskawki (o ile jeszcze jakieś zostały), pracowała w sadzie i podstępnie obserwowała ludzi dookoła.
Jadę autobusem, chociaż samolotem byłoby wygodniej i szybciej. I dwa razy drożej, co mi osobiście by nie przeszkadzało, ale jakoś mam podejrzenia, że migrantowi owszem. Trudno. W końcu mam się nie wyróżniać za bardzo.
Dlatego też zaopatrzyłam się w czerwone kalosze, plastikowe sandały w kolorze różowym, kapelusz kolorowy (a może chustka by wystarczyła? czy ukraińska chustka w kwiaty nie zostanie uznana za zbyt przaśną?).
Przede mną zakupy sztormiaka, ochraniaczy na kolana i najważniejszego: puszek i konserw. Gołąbki? Pulpety? Podobno pracownicy sezonowi namiętnie jadają takie dania gotowe, więc i ja kupię z jeden słoik. Fuj. Od wieków tego nie jadłam i wolałabym zostać przy swojskich zupkach chińskich.
Do tego zabieram całą torbę środków przeciwbólowych, maści i bandaży i już robi mi się słabo na myśl o stanie mojego kręgosłupa po tych fantastycznych wakacjach.
Trzymajcie za mnie kciuki!