wtorek, 21 grudnia 2010

Boże Narodzenie – święto współczesne

Nie pamiętamy, kiedy zaczyna się adwent. Rytm roku wyznaczają promocje w centrach handlowych i inauguracja świątecznego oświetlenia na Trakcie Królewskim. Zapominamy o postawieniu żłóbka pod choinką, ale znajdą się tam na pewno prezenty - efekt ogarniającej nas o tej porze roku nerwowej gorączki zakupów. Nienawidzimy kolejek, tłoku, korków. Narzekamy na obowiązek przygotowania świątecznego jedzenia, rytualnego przejedzenia się, dodatkowych centymetrów w pasie. Z przerażeniem myślimy, że czeka nas to za rok.
Owszem. Można uciec. 1500 zł za tydzień w Egipcie. Last Minute. Narty w Dolomitach. Oferta specjalna. 399 Euro, cena nie zawiera kolacji świątecznej.
Ale rzadko uciekamy. Masochistycznie stoimy w kolejkach, zamykamy się w kuchni. Umawiamy się z rodziną, którą tak rzadko zwykle widzimy. Narzekamy na ciocie i wujków, z którymi musimy spędzić ten czas.
Bo to jest ten jedyny czas w roku, kiedy wyłączamy się z naszego życia. Nie liczy się praca i przyjaciele – czyli to co najważniejsze normalnie. Ważne jest cieple światło lampek z choinki, uśmiech siostrzenicy na widok prezentu. Rozmarzone oczy babci, gdy spróbuje barszczu z uszkami. I mimo, że nienawidzimy rodzinnych spotkań, są one ważne. Lubimy je wspominać.Dzięki nim mamy dokąd wracać. I właśnie dlatego co roku pakujemy się w tę imprezę. Jeszcze raz. I jeszcze raz.


ps. http://www.youtube.com/watch?v=vZrf0PbAGSk

piątek, 10 grudnia 2010

antropolog jako feministka

Spółdzielnia zrobiła remont kominów i rynien. Wszystko trochę się przeciągnęło, przyszła zima, ale w końcu nadszedł ten dzień, gdy należało "odebrać" pracę od wykonawcy. Ponieważ pan prezes, ani drugi przedstawiciel zarządu nie mogli tego dnia przyjść, sprawa pozostała w zawieszeniu. Nieśmiało zgłosiłam swój akces. W końcu też jestem z zarządzie. Panowie spojrzeli na mnie z powątpiewaniem.
"To pani wejdzie na dach?", "Nie boi się pani?", "A może poczekamy z tym?".
Chciałam powiedzieć, że bywałam w zimie po górach. Chciałam powiedzieć, że przepaście nad którymi chodziłam bywały dużo większe niż 4 piętra naszego budynku i największa ekspozycja nie robi na mnie wrażenia(poza zachwytem, rzecz jasna).
Nie powiedziałam, bo po co?
Następnego dnia przyszedł inspektor budowy, który miał razem ze mną odbierać robotę i pierwsze co zrobił to spojrzał na mnie podejrzliwie i zapytał "to pani wejdzie na dach?".

Czy chęć wejścia na dach robi ze mnie feministkę?