wtorek, 23 września 2008

Rower Herkules

Wieżowiec na warszawskiej Pradze Północ, budynek ogrodzony, bramka, domofon, a przy drzwiach wejściowych wszystkich wchodzących wita portier.

Sobotni wieczór, pomiędzy 17:20 a 19:55 mój rower stojący wolno od roku przed moimi drzwiami zniknął. Poinformowany o cały zdarzeniu portier stwierdził, że nie widział, aby ktokolwiek wychodził z białym Herkulesem, ale skoro roweru nie ma pod drzwiami, to prawdopodobnie żółtki go wzięły. Ogląd wszystkich pięter nie przyniósł rezultatu. Przy windach powiesiłam kartkę „Proszę o zwrot roweru (biała damka marki herkules). Rower ma wartość sentymentalną (jedyne!!!). Dziękuje.”

Każdy kto mijał windy widział ogłoszenie. Każdy je również komentował i wysuwał wciąż to samo podejrzenie wobec wspomnianych wyżej żółtków. Drugi portier, dozorca, kolega z liceum, moja mama, kolejne sąsiadki...
W poniedziałek o godzinie 7 rano w drzwiach naszego mieszkania stanął dozorca z informacją, że rower stoi na drugiej klatce schodowej. Sprawcy uprowadzenia nie znaleziono. Nie szkodzi, i tak wszyscy wiedzą, że na pewno były to żółtki. Bo kto, jeśli nie żółtki - inni, obcy, dzicy, z czarnym podniebieniem, jedzący psy, koty i gołębie... w dodatku mający proste czarne włosy, skośne oczy, szerokie nosy, niski wzrost i parający się handlem - mógł wziąć mój rower? Odpowiedź jest prosta - kozioł ofiarny. Z czarnym podniebieniem oczywiście...

1 komentarz:

Unknown pisze...

A kto się jeszcze kojarzy z rowerami? mieszkają tam jacyś kolarze, holendrzy, duńczycy, czesi...? :)