czwartek, 19 listopada 2009

Anna (Chana) Perechodnik Nusfeld

W tym miesiącu Komuna Otwock uroczyście kończy swoją działalność. Z tej okazji organizuje ostatnie pokazy przygotowanych przez siebie sztuk. Łączy to z dyskusjami na zadany temat. Ja trafiłam na temat żydowski zagajony przez Kazimierę Szczukę po sztuce „Perechodnik/Bauman”.

Komuna wykorzystała pamiętnik żydowskiego policjanta z Otwocka, Całka Perechodnika, który wsadził do pociągu jadącego do Treblinki swoją żonę i dziecko, a sam przeżył likiwdację otwockiego getta. Tekst spektaklu oparty był także o fragmenty baumanowskiej „Nowoczesności i zagłady”.

To ta sztuka, za którą Komuna dostała nagrodę ministerstwa od kultury i dziedzictwa. Ta sama, w której Komuna pyta, „ Czy łatwo jest zostać skurwysynem?” I prosto odpowiada: „łatwiutko!”. Ta sama, w której biega po scenie i krzyczy. W której tupie i recytuje „porzygał się na widok trupa. Dobry urzędnik. Wrażliwy człowiek. Eichman”.

Zaproszona do rozmowy Szczuka mówiła o czasie, który obecnie nastał – czasie odpowiednim do dyskusji i pracy nad tematem holokaustu. To trzeci taki moment w historii – pierwszy nastąpił tuż po wojnie, kiedy ci, którzy byli ofiarami, rozliczali tych, którzy byli katami. Drugi w latach 80-tych, kiedy dzieci ofiar próbowały pokonać ojcowską i matczyną traumę i żyć dalej, żyć przyszłością. Jednak przez film „Shoah” Lanzmanna nie mogły zapomnieć. I dziś, gdy wnuki porównują swój strach do strachu swoich nie-dziadków – ofiar. Bo strach, według wolnej interpretacji, którą wysnuwam po spotkaniu, jest uczuciem uniwersalnym. Tak samo bali się Żydzi pędzeni do wagonów, jak boi się chłopak napadnięty w ciemnej ulicy. Wokół takiej koncepcji krążyły myśli i słowa Komuny, w szczególności Grzegorz Laszuk. I jeszcze wokół roli, jaką odgrywa otwockie pochodzenie jednej z członkiń grupy. Mówiła, jak ważne była dla niej praca z historią jej miasta.
A Kazimiera Szczuka? Ona poświęciła się raczej kulturze post-traumy i holokaustowej ikonografii. Bo „sztuka powojenna pozostaje pod wpływem wyobraźni Holokaustu” (Janion 2009, 279). Mówiła o dobrych Niemcach – jak Oskar Schindler, o happy-endach historii Sprawiedliwych, i o tym, że wszyscy Polacy ratowali Żydów. I o niebie otwierającym się na Korczaka z jego dziećmi. I tłumaczyła nawiązując do słów prof. Janion, że <<”Neutralizowanie Holokaustu” polega na wpisywaniu go w uniwersalizujące systemy, które usiłują nadać sens popełnionym wtedy zbrodniom i włączyć Zagładę w jakiś obraz świata, w którym zwycięża w końcu wizja moralnych cnót, ludzkiej wspólnoty i miłosierdzia (...)A my wiemy, że nie było sielanki ani zwycięstwa, (…) ani nawet katharsis”>>. W tym wszystkim gdzieś znajdowała miejsce dla Komuny Otwock. Mówiła o Figuren – niemieckim słowie oznaczającym lalkę, kukiełkę, a przez hitlerowców stosowaną na określenie ciał żydowskich ofiar. Trochę się jednak zafiksowała na tej prezentacji i nazewnictwie. Niestety.

Nie dodała nic na temat słów prof. Janion, że „Perechodnik obalał niewidzialność, przezroczystość, niesubstacjalność Figuren. Przywracał imię” (Janion 2009, 278). Przywracał szczególnie w tych momentach, gdy żoną swoją przepraszał za stosunek seksualny z obca Żydówką za łóżkiem w jakimś mieszkaniu w warszawskim getcie, gdzie ukrywał się w 1943 roku po opuszczeniu Otwocka. „Przepraszam Cię, Anko!” - mówiła Komuna Otwock i przywoływała to imię. ANKA! ANKA! ANKA! Bo tak miała na imię żona, którą Perechodnik odprowadził na plac, z którego odjeżdżały pociągi jadące do Treblinki. O której nikt nigdy inaczej nie mówił, jak o żonie, którą Perechodnik wsadził do pociągu. ANNA PERECHODNIK z domu NUSFELD tak się nazywała.

Brak komentarzy: