sobota, 14 czerwca 2014

Miejskie festiwale


Połowa czerwca 2014 to czas, gdy ulicami Warszawy przechodzi Parada Równości, w knajpach króluje kolektywnie oglądany mundial, a do tramwajów pod stadionem nie można wsiąść, bo zapchali je uczestnicy festiwalu muzycznego organizowanego przez pewną telefonię komórkową. Wszystko składa się na piękną całość radosnego, świętującego miasta, w którym wszyscy całują się przy radosnyc piosenkach Lily Allen, która podobno wczoraj śpiewała w naszym mieście.

Niech żyje URBAN FESTIWAL!

Ale miejskie festiwale to nie tylko powszechna radość, imprezowanie i wydawanie pieniędzy (czyt. inwestowanie w "przemysł kulturalny" przez "klasę kreatywną"). Mimo że polskie wydarzenia cieszą się jeszcze relatywnie niewielkim zainteresowaniem gości z zagranicy, to coraz częściej możemy zauważyć jak neoliberalne strategie zarządzania miastem wkraczają w sferę kultury. Najlepszym przykładem były działania miasta wokół EURO 2012.
W 1996 roku Patrick Loftman i Brendan Nevin pisali, że jedna ze strategi zarządania miastem koncentruje się właśnie na organizowaniu i współfinansowaniu wraz z prywatnymi partnerami festiwali miejskich, które łączą estetykę, zabawkę i ostentacyjną konsumpcję. Efektem są tysiące turystów odwiedzających miasto. Niezależnie od tego, czy jest to Europride ( w 2007 Madrycie było 2,5 mln. uczestników), Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej, Olimpiada, czy maratony, są to działania, w których doświadczanie miasta jest determinowe przez różne czynniki (w tym: płeć, pochodzenie etniczne, status majątkowy, czy orientację seksualną). Ciekawie opisuje strategie włączania i wykluczania pewnych grup Gordon Waitt.

Jeszcze kilka lat temu sprawczość  (agency - w ostatnich latach ulubione pojęcie antropologów) mieszkańców i mieszkanek miast (i nie tylko) w zakresie inwestowania w miejskie festiwale była zdecydowanie mniejsza. 
Ale ostatie działania pokazują, że coś w tej kwestii się ruszyło. 
Wystarczy spojrzeć nie tylko na sukces akcji grupy "Kraków przeciw igrzyskom" (na Facebooku mają ponad 23 000 fanów, a w referendum 69,72 proc. głosujących opowiedziała się przeciw imprezie, ale przede wszystkim na to, co dzieje się obecnie w Brazyli, gdzie odbywa się Mundial (relacja w Wyborczej i komentarz w Dzienniku Opinii). Podobno Brazylia wydała na niego 13 mld dolarów (czyli więcej niż na oba mundiale wydały razem Niemcy i RPA). Kto na tym stracił, a kto zyskał odpowiadają sami Brazyliczycy wychodząc na ulice.



Tak jak w 2010 Chorwaci śpiewali homofobom "Fuck you. Fuck you very, very much. Cause your words don't translate and it's getting quite late, so please don't stay in touch" (i po polsku: "Pieprz się! Pieprz się bardzo serdecznie. Twoje słowa nie mają sensu i robi się już późno, więc proszę, nie pozostawajmy w kontakcie), tak dziś niemal wszyscy śpiewają organizatorom miejskich festiwali i wychodzą po swoje. Niestety, nie zawsze skutecznie.


--
Loftman, P., and Nevil, B. (1996). Growing for growth: prestige projects in three British cities. Urban Studies 33, pp. 991–1020.


Brak komentarzy: