piątek, 14 listopada 2008

kiepski "podryw" - cd.

Antropolog czytając notkę antropolożki przypomniała sobie scenę z Wiednia dawno temu:
Siedziałam w autobusie usiłując trafić do jakiegoś urzędu na drugim końcu miasta i denerwowałam się, że nie wiem do końca dokąd jadę. Na kolejnym przystanku usiadł koło mnie młody mężczyzna i przywitał się. Nie pamiętam czy mu odpowiedziałam, ale na pewno mężczyzna kontynuował próbę nawiązania kontaktu, bo spytał co czytam. Czytałam sobie wiersze Herberta. Uznałam chyba, że na taką intelektualna rozmowę z Obcym mogę sobie pozwolić, bo wdałam się w rozmowę na temat wierszy. Oczywiście po chwili padło pytanie czy jestem katoliczką (dlaczego Oni się zawsze o to pytają?) . Coś tam odburknęłam i usiłowałam chyba uciec, ale tak czy inaczej skończyłam z karteczką z numerem telefonu w kieszeni do owego miłego pana. Na tym historia się skończyła.
Czy byłam rasistką, bo karteczka wylądowała od razu w koszu?

Jakiś czas temu czytałam wypowiedzi imigrantów (azylantów?) mieszkających w Polsce i jeden pan (nie pamiętam skąd pochodził, ale gdzieś z Afryki) skarżył się, że ludzie się odsuwają, gdy wita się siadając koło nich w autobusie: "bo u nas dobre wychowanie nakazuje się przywitać".

Zderzenie kultur czy "tandetny podryw"?

8 komentarzy:

Unknown pisze...

Zaraz, ale czy ten "Obcy" był innej rasy? Bo to chyba warunek konieczny do rasizmu... Czy może nie? Czy inna religia wystarcza?

(No chyba, że to był kosmita - i stąd wielka litera w "Obcy")

PS.
Ja mało doświadczony jestem - na czym polega nie-tandetny podryw?

Maria pisze...

Obcy ma czarne podniebie i rodzi się ślepy. Nie ważne jak wygląda, ważne, że jest Obcy.

A o tandetności "podrywu" świadczy miejsce, moment i jakość. O nie-tandetności podobnie. Przynajmniej moim zdaniem.

rude pisze...

domyślam się, że skoro podejrzewasz siebie o rasizm, to znaczy, że Obcy był Obcym ze względu na czarną skórę, a nie podniebienie?
a gdyby był biały, to byś zadzwoniła?
bo to kluczowe pytanie, które świadczy o rasizmie lub jego braku

różnica kultur - u nas się nie witamy z każdym na ulicy, a tam tak. jak się przybywa do obcego kraju, to niestety trzeba się z tym pogodzić i przyzwyczaić, a nie narzucać tubylcom aswoich przyzwyczajeń. wszystko jedno, skąd one są, te przyzwyczajeni - ze Szwecji czy z Afryki

Karolina - nie - z - tych;P

rude pisze...

a, no i jeszcze kwestia całkiem trywialna - Oni, znaczy azylanci albo starający się o azyl, często pytają o religię, bo jeśli uda im się zawrzeć legalny związek małżeński, automatycznie dostają prawo stałego pobytu. jeśli starający się jest katolikiem, nie-katoliczki nie opłaca mu się podrywać, bo załatwienie formalności za długo będzie trwało. proste:)

Maria pisze...

oczywiscie, ze bym nie zadzwonila, nawet gdyby mial niebieski kolor skory.
Chodzi mi raczej o zastanowienie, sie jak latwo mozna byc oskarzonym o rasizm, bez wzgledu na prawdziwe motywacje.
A z tym witaniem to jest problem, bo generalnie jestesmy nauczeni, ze na powitanie sie odpowiada. Fakt, ze "normalnie" nikt nas obcy na ulicy nie pozdrawia.

rude pisze...

mnie uczono, że grzeczne dziewczynki nie odpowiadają na zaczepki na ulicy i nie rozmawiają z nieznajomymi;) jakbym odpowiedziała na "dzień dobry" powiedziane z miłym uśmiechem przez pana w autobusie, to by mnie babcia skrzyczała:0

Unknown pisze...

Karolino,

Przyznaję, nie bardzo zrozumiałem o co chodzi w zawiłościach katolicko-niekatolickich.

O jakie formalności chodzi?

Jeśli ślub jest niejako fikcyjny i jest tylko sposobem "załatwienia" obywatelstwa, to chyba problem religii nie występuje (państwo ztcw o to nie pyta).

A jeśli ślub jest "prawdziwy" z miłości, itd. to chyba formalności nie są przeszkodą?

No a jeśli pytanie powodowane jest próbą zapewnienia sobie łatwiejszego startu do "ślubu z miłości" (który różnice religijne z pewnością utrudniają), to czemu by w pierwszych słowach od razu nie zadać i z 15 innych kluczowych pytań, które pomogą ustalić czy nie zachodzą przypadkiem inne dyskwalifikujące okoliczności?

Maria pisze...

no wlasnie. ja bym dorzucila jeszcze jako obowiazkowe pytanie o stosunek do sezamu (bo nie znosze i nie wyobrazam sobie zyc z kims kto by do wszystkiego chcial dodawac np olej sezamowy).

A z tymi formalnosciami "katolickimi" to nie wiem. Moze tu nie chodzi o slub fikcyjny, tylko zwykly.

Kiedys na ukrainskiej wsi jeden pan powiedzial mi, ze musi pogonic absztyfikanta corki, bo "juz trzy miesiace w okol niej chodzi", a jeszcze sie nie deklaruje. Czyli krotko mowiac a pewno nie a dobrych zamiarow. W naszym swiecie 3 miesiace to minimum (a tak na prawde to chyba srednio z rok by wyszedl co najmniej) na znajomosc przed slubem.
Moze dla tego tzw "Obecego" wystarczy 15 minut w autobusie?