środa, 21 kwietnia 2010

ofiary pyłu


Poniedziałek, 19 kwietnia 2010, sześć dni po erupcji wulkanu Eyjafjallajökull, która wpłynęła na zamknięcie przestrzeni lotniczych dla samolotów, pociąg relacji Budapeszt – Warszawa, godzina 20.00. W przedziale sześć osób, trzy kobiety i dwóch mężczyzn. Jedna milcząca oraz Łotyszka, Łotysz, Estończyk i Estonka. Łotyszka i Estonka wracają z Istambułu z warsztatów międzynarodowych. Estończyk i Łotysz jadą z Bukaresztu. Dla całej czwórki Warszawa jest tylko stacją przesiadkową – wszyscy jadą dalej, do Rygi i Tallina. Zazdroszczą antropolożce, która zajmuje ostatnie wolne miejsce w przedziale. „lucky you!” mówią. Nie dość, że w Warszawie zakończy się jej ciągnąca się od Wenecji podróż, to jeszcze kosztowała ją zaledwie 80 euro. Łotyszka i Estonka za transport z Warszawy do Rygi musiały zapłacić po 200 euro. Estończyk żąda opowieści o tanim podróżowaniu. Wszyscy rozmawiają też o chichoczącej na korytarzu Fince, która wraca z Chin. Doleciała do Abu Dabi i Aten, a stamtąd pociągami na północ, do Helsinek. Cała piątka dyskutuje. Oczywiście po angielsku. Chyba, że rozmowa toczy się tylko pomiędzy obywatelami tego samego kraju. Wtedy wybierają estoński lub łotewski.
Po kilkudziesięciu minutach milcząca wyciąga gazetę. Po polsku. Swoja. Antropolożka inicjuje więc rozmowę. Po polsku. Kobieta jedzie z Budapesztu. I tylko do Warszawy Zachodniej. Pięć razy w miesiącu pokonuje tę trasę. Nie, nie rodzina. Praca, z „chińczykami”, w tekstyliach robię – wyjaśnia. Antropolożka pyta też czy rozumie o czym rozmawia reszta pasażerów i słysząc odpowiedź przeczącą, wyjaśnia całe zamieszanie i obecność tłumu. Polka wydaje się zaskoczona, ale zupełnie niezainteresowana jakimś wulkanem i wstrzymanymi samolotami. Antropolożka wraca więc do anglojęzycznej dyskusji oferując jej również tłumaczenie, by mogła włączyć się do przedziałowej dyskusji wszystkich pozostałych współpasażerów. Odmawia.
Wnioski i pytania
1.Czy między współpasażerami narodziła się niezwykła wieź współodczuwanego dramatu odwołania lotu i podzielone doświadczenie dworcowy kolejek?
2.Czy Polka nie włączyła się do rozmowy, bo nie znała angielskiego?
3.Czy Polka nie włączyła się do rozmowy, bo nie podzielała doświadczenia?
4.Co się stało z językiem rosyjskim, który w takim momencie mógłby być także używany? I dlaczego wybrano właśnie angielski?
5.Czy antropolożka ma ADHD i syndrom „mamy Muminka”, która wszystkim chce pomagać?

5 komentarzy:

Maria pisze...

doswiadczenie! wlasnie doswiadczenie, ktory laczy, ktore definiuje i przez ktore tworzy sie nowa rzeczywistosc!

Kruszka pisze...

no jasne, Polka nie byla sfrustrowana koniecznoscia podrozy pociagiem, dla niej to byla rutyna. a mama muminka to raczej mile zjawisko:)

Kruszka pisze...

a w kwestii jezyka: w jakim wieku byli podrozujacy? moze to wyjasnia dlaczego naturalniej czuli sie w "srodowisku" angielskiego, zwlaszcza podrozujac?

antropolożka pisze...

podróżujący byli wieku od około +27 do około +55. Dodać należy, że Estończyk w ramach anegdoty opowiadał o ludziach, którzy myślą, że wszyscy z krajów bałtyckich znają rosyjski... że się grubo mylą... po czym odebrał telefon i po rosyjsku wyjaśnił swojemu rozmówcy/rozmówczyni, że jest w pociągu do Warszawy, że tam zostanie, że tylu to a tylu współpasażerów, że wszystko dobrze bla bla bla...

MMM pisze...

punkt 5. - oczywiście, że antropolożka ma te syndromy :)