piątek, 7 maja 2010

lenistwo w terenie i rower

Miało być o postrzeganiu granicy, potem o tym czym jest Wschód i dlaczego jednak jestem na Wschodzie, a nie na północy (a właściwie Północy). Ale chyba będzie o lenistwie.

Antropolog w terenie ciągle jest w pracy, każdego dnia przez 24 godziny. "Zadziw się światem" - powtarzam sobie każdego ranka, czy to w Warszawie, czy we Lwowie, czy też w Olecku. Ponieważ jednak nie przepadam za pracoholizmem, wolę wierzyć, że jestem na wiecznych wakacjach. Zwykle wychodzi, przynajmniej do momentu, w którym okazuje się, że pilnie trzeba napisać jakiś tekst, albo zrobić transkrypcję wywiadu. W najgorszym już wypadku okazuje się nagle, że rozmówca chce się umówić wyłącznie o 8 rano i nagle trzeba się zrywać o godzinie nie licującej z wiecznymi wakacjami. Tak czy inaczej: co to za praca, gdy łażę sobie po pięknej okolicy, zagaduję ludzi, rozmawiam z nimi i w dodatku (zwykle) nie muszę wcześnie wstawać.
Niestety przychodzi taki smutny moment w terenie, gdy wszyscy już wiedzą, że antropolog to jest antropologiem (z Warszawy! z Uniwersytetu!) i w dodatku takim wariatem, który słucha ludzi. I wtedy nie da się już zjeść spokojnie obiadu w knajpce, wypić wieczorem małego piwa w pubie, przejść się do biblioteki, żeby poplotkować z bibliotekarką.
Złożono mi dzisiaj ze 4 propozycje udzielenia wywiadu i to właśnie w momentach, gdy chciałam mieć święty spokój. Gdy po prostu chciałam sobie pobyć na moich antropologicznych wakacjach. Nie da się.

A tak w ramach wakacji antropologicznych kupiłam rower, aby wakacyjnie jeździć sobie po moich okolicznych migrancko-sezonowych wioskach i wakacyjnie, migrancko i sezonowo rozmawiać z ludźmi. I tak, żeby zupełnie przypadkiem, wakacyjnie, wyszły z tego wywiady. I żeby potem tak wakacyjnie napisać już nie wakacyjny doktorat.
Rower nie ma jeszcze imienia, ale tak antropologicznie rozważam Claude, Bronisława, Victora (mój ostatni idol - V. Turner). Ewentualnie Anselm (kupiłam w końcu "Odkrywanie teorii ugruntowanej" B. Glasera i ANSELMA Straussa). Z drugiej strony chodzi mi po głowie Wawrzyniec, albo Bonawentura. Problem w tym, że rower jeszcze mi się nie przedstawił. Z poprzednimi rowerami od razu byłam pewna, wiedziałam, że Anastazy to Anastazy, a ten drugi to Jose Antonio. Nowy na razie milczy. Może jest nieśmiały?

8 komentarzy:

Kruszka pisze...

a czy ja moge udzielic wywiadu? mam duzo ciekawych rzeczy do opowiedzenia. temat nie gra roli.

Kruszka pisze...

moze nowy rower jest samica, wzielas to pod uwage?

Maria pisze...

nie! nowy rower jest samcem. nie jezdzilabym mimo wszystko na kobiecie...

Maria pisze...

chyba, ze ma problemy z tozamoscia...

Kruszka pisze...

no to skoro jednak chlopak to moze cos ze slowianska: grzmisław na przyklad (dla przyjaciol grzmiś)?

Maria pisze...

Ewa sugerowała Niepełka, żeby nie pełkał i nie pękał.

Kruszka pisze...

i co podjełaś decyzję w sprawie imienia? a może się przedstawił?

Maria pisze...

Chyba się przedstawił. Otóż twierdzi, że żaden z niego Claude czy Anzelm. W wyjątkowo piaszczystym miejscu, gdzieś nad Rospuda, powiedział, że jest Barnaba. I chyba nie mam co wymyślać dalej, skoro moje pomysły, mu nie przypadły do gustu. Chodzą w dodatku podejrzenia, że tak na prawdę jest czarnym kotem.