czwartek, 20 maja 2010

Czarni Olecko

W ramach poznawania lokalnej społeczności oraz własnych piłkarskich zainteresowań wybrałam się na mecz Czarnych Olecko, miejscowego III ligowca, przeciwko drużynie Start Działdowo. Przez chwilę poczułam się jak na Łazienkowskiej, gdy na bulwarze nad jeziorem mijałam grupki lekko wstawionych chłopców w szalikach.
Stadion (dawny hipodrom!) położony jest w wielkim parku, w którym znajdują się też korty tenisowe i robiące wrażenie pozostałości po pomniku żołnierzy niemieckich poległych w I Wojnie Światowej. Nieopodal, w jezioro wcina się się zabytkowe molo ze skocznią.

Niestety obecnie główny stadion jest przebudowywany (skąd jak to znam?!) i mecz miał się odbyć na bocznym boisku ze sztuczną murawą. Znalazłam szybko wejście na sympatyczną trybunę i zostałam zaskoczona przez pana, który uświadomił mi, że bilet kosztuje 10 zł. "Ale będą losowane nagrody" - szybko dodał, gdy zobaczył moją zmartwioną minę.
Usiadłam w drugim rzędzie, ale już po pierwszym gwizdku i szybkiej bramce przeciwników w trzeciej minucie, zorientowałam się, że siedzę na "trybunie gości". Przesiadłam się więc w bardziej odpowiednie miejsce i zaczęłam podziwiać doping. "Żyleta", bo tak nazywają tutaj grupkę najgłośniej krzyczących kibiców (i znowu: skąd jak to znam?), usadziła się na murkach po przeciwnej stronie boiska. Nie odpuszczali cały mecz, który zresztą w pewnym momencie musiał zostać przerwany, bo murawa została zarzucona konfetti.

Mecz był całkiem interesujący, nieźle się bawiłam, dlatego bez wahania poszłam na kolejne spotkanie, tym razem z Huraganem Morąg. Ku mojemu zaskoczeniu zostałam wpuszczona bez biletu. Usiadłam dla odmiany z tyłu. Szybko okazało się, że niestety z miejsca w którym siedzę kiepsko widać jedną z bramek, ale za to zostałam zauważona przez lokalnych kibiców. Zaprosili mnie do siebie, żebym lepiej widziała i nawet poprzesuwali się tak, żebym miała lepszą widoczność. Zaczęliśmy rozmawiać i nieśmiało przyznałam się, że chodzę na Legię. Po chwili usłyszałam szmer przechodzący przez trybunę ("..kibicka... Legia... dziewczyna") i połowa obecnych osób zamiast na murawę patrzyła na mnie. Zaowocowało to tym, że po każdym z dwóch "naszych" bramek większość obecnych panów (a pań tam poza mną chyba nie było) czuła obowiązek przybić sobie ze mną "piątkę". Gdy zaczęło padać stanął nade mną jeden pan i ochraniał parasolem. Antropolog w terenie... raj, nie życie. Ale i tak nie chciałabym spotkać moich nowych "kolegów" w ciemnej alejce w parku, bo mimo wszystko moja legijno-warszawska dusza czuje się tutaj obco. Proffesional Stranger.

4 komentarze:

Kruszka pisze...

dobra profesja: bycie obcym i to atrakcyjnym! a ciemne uliczki i tak sa przereklamowane, wiec nie ma co sie tam pakowac.

Kruszka pisze...

a jak stoja sporty walki w olecku? boks?

Maria pisze...

Olecko podobno jest centrum takewondo, ale czegos w tym stylu. tutejszy klub zdobywal jakies nagrody. ale nie jestem pewna jakie, ani co to byl za sport tak na prawde ;)

Kruszka pisze...

no to ja bym sie zainteresowala na twoim miejscu:)