środa, 1 lipca 2009

Praga

W „Stołku” z 22 czerwca 2009, Roman Pawłowski swoją prywatną rubrykę poświęcił nowym „Kontekstom”, gdzie między innymi koleżanki antropolożki pisały o warszawskiej Pradze Północ. Tak się złożyło, że antropolożka z Pragi pochodzi; spędziła tam 25 lat swojego życia bawiąc się w tamtejszych piaskownicach, pijając pierwsze alkohole w tamtejszych parkach, kończąc tamtejsze szkoły i ubierając się w tamtejszych lumpeksach; także większość rodziny antropolożki związana jest z prawobrzeżną Warszawą. Co antropolożka zauważa, nikt z nich białych kozaczków ani ortalinownych czy pasiastych dresów nie nosi. Tym bardziej ona.

Pawłowski w swoim tekście, jak na piszącego o Pradze przystało, porównuje tę dzielnicę do „Rezerwatu”. To porównanie już znamy z filmu „Rezewrat” Łukasza Palkowskiego oraz tekstów autorów wszelakich piszących w czasie, gdy film ów w kinach wyświetlano.
Jedynym, który wtedy stanął w obronie praskiej godności był redaktor Cibor, który stwierdził, że do całkowitego zadomowienia w jakimś miejscu potrzebny jest nie tylko Duch, ale także „Dziki” nazywany dla złagodzenia objawów „Obcym”. Bo przecież MY, z lewobrzeżnej Warszawy, wykształceni, ze smakiem, parający się arytstycznymi zajęciami, jesteśmy WYJĄTKOWI. A wyjątkowość najlepiej widać przy porównaniach. Musimy więc CZYMŚ odróżniać się od RESZTY, plebsu, praskich dzikusów.

Pawłowski żartobliwie a może szczerze pisze „Nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że autorzy zamieszczonych w nim (Konteksty) artykułów opisują nie tyle dzielnicę jednego z europejskich miast, ile egzotyczny ląd zamieszkany przez aborygenów”. I dalej: „Jestem pełen podziwu dla odwagi i determinacji naukowców z UW, którzy nie zważając na grożące im niebezpieczeństwa, zapuścili się na ten dziki ląd, aby odkryć go dla świata”. Pan Pawłowski chyba się jednak zapędził w swoich niedoczytanych odkryciach. Obok tekstów poświęconych Stadionowi, gro tekstów poświęcona została praskim artystom, którzy nie bali się i kilka lat temu zaczęli osiedlać się na tym „dzikim lądzie”. Więc może lepiej załóżmy „SKANSEN” a raczej muzeum w zamkniętej galerii [bo przecież nie muzeum na wolnym powietrzu (sic!)] pokazującej warszawskich snobów, którzy niewiadomo za kogo się mają i rozczulają się jedynie nad lumpem pijącym wino w bramie i babcią pielęgnującą kapliczkę (jakby analogicznych kapliczek na warszawskiej ulicy Hożej w samym centrum lub na Mokotowie nie było!). I bynajmniej, prawdą nie jest, że „ ostatnio w związku z budową stadionu Narodowego wyznawcy (czyli mieszkańcy Pragi – przyp. antropolożka) przenoszą się na Bazar Różyckiego”. Bazar Różyckiego jak umierał tak umiera, i nawet tańce i koncert (rewelacyjnego!) Nayekhovichi niewiele tu pomogły. Zapraszam Pana Pawłowskiego na Pragę, by sam się przekonał, ile wspólnego z rzeczywistością, mają jego artykuły. Albo niech lepiej zajmie się teatrem.

„Następnym krokiem powinno być utworzenie na Pradze rezerwatu, w którym mieszkańcy lewobrzeżnej Warszawy oraz turyści z całego świata mogliby oko w oko spotkać się z praskimi aborygenami. Skosztować „żuru”, przymierzyć dres i złożyć ofiarę „Czarnej Mańce”. Zapraszam redaktora Pawłowskiego na Pragę. Ja z chęcią sama złożę z niego ofiarę. Z dyplomem UW w kieszeni. W Galerii Mokotów zakupy robić możemy, ale w Galerii Wileńska to już obciach. O snobach i katolach z Żoliborza już pisać nie wypada, bo to inteligencja dzielnica, co NAS zrodziła. I badania na Pradze porównywać do badań Malinowskiego na Trobriandów. Oj, passe... teraz uprawia się antropologię we własnym domu... Pan Pawłowski tego nie wie?

Brak komentarzy: