niedziela, 28 lutego 2010

notatki z Portugalii

... a w Lizbonie wszyscy żyli piłką nożną. Anglicy z hostelu przeżywali przegraną Evertonu, cicho i spokojnie, Portugalczycy żywiołowo cieszyli się wygrana Sportingu i przypominali, że istnieje świat poza FC Porto. Antropolog cieszyła się wygraną Legii i informowała o tym wszystkie napotkane osoby, czy tego chciały, czy też nie. A Amerykanka przeżywała, że nic z tego nie rozumie. O piłce rozmawiało się dużo i namiętnie.
I tylko ani razu nie padło hasło: Vancouver. W kraju, gdzie w lutym kwitnie magnolia i gdzie nie wiedzą co to śnieg temat nie istniał. Może dlatego, że Portugalię reprezentował tam tylko jeden zawodnik i media z dumą informowały, że bieg na 15 km stylem dowolnym ukończył. I nie ważne, że na ostatnim miejscu. Ważne, że tam był.

Brak komentarzy: